Wierzcie albo nie, ale co roku w okresie świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy skrzynki mailowe dietetyków zalewa fala wiadomości od zaniepokojonych pacjentów, z których można by wyłuskać jedno najbardziej ogólne pytanie: jak przeżyć święta „na diecie”? Świadczy to o tym, że kwestia świątecznego menu, zaburzenie standardowego rytmu jedzenia oraz spotkania z rodziną przy stole niezmiennie budzą mieszane emocje.
Dla osób od lat utrzymujących zdrową sylwetkę tak ogromna fiksacja na raptem dwóch albo trzech dniach może wydawać się wręcz absurdalna. Na forach i grupach tematycznych w mediach społecznościowych zawsze znajdą się tacy, którzy napiszą „święta są raz w roku, o co wam chodzi?”, „chyba lepiej zjeść ten sernik, niż doprowadzić ciocię do łez” czy nawet „już wam odbiło od tego odchudzania”. Takie opinie i rady – nawet jeżeli jest w nich trochę prawdy i dobrych intencji – nie wniosą za wiele do dyskusji, a jedynie wpędzą w poczucie winy lub wywołają reakcję obronną.
Osoba, która zdecydowała się na odchudzanie (często nawet będąc pod opieką specjalisty) z dużym prawdopodobieństwem będzie czuła niepokój przed pierwszymi świętami po zmianie nawyków żywieniowych. Być może będzie je postrzegała jako próbę, test silnej woli, niebezpieczne wyzwanie. Wpływa na to kilka czynników:
W większości polskich domów jedzenia na święta przygotowuje się zdecydowanie za dużo. Potem trzeba albo zjeść za dużo, albo pogodzić się z marnotrawstwem. Warto uważnie przyjrzeć się tej kwestii na etapie planowania menu. Jeżeli pełnisz rolę gospodarza, weź pod uwagę, ile osób zapraszasz na świąteczny obiad oraz staraj się nie przeszacować pojemności żołądka przeciętnego człowieka. Wprawdzie jest to mięsień elastyczny, ale są jakieś granice. Czasy, kiedy więcej znaczyło lepiej mamy już za sobą. Teraz jest moda na minimalizm, uważność i zachowania proekologiczne.
Jeżeli jednak przygotujesz za dużo, wcale nie musi to znaczyć, że trzeba jeść na siłę. Od kilku lat coraz popularniejsza staje się idea dzielenia się świątecznymi potrawami z najbardziej potrzebującymi. W większych miastach są specjalne punkty, w których można oddać nadwyżkę jedzenia, która później zostanie rozsądnie rozdysponowane. Rodzina najedzona, dojadać nie trzeba, a jeszcze można przy tym zrobić dobry uczynek. Same plusy, prawda?
Los pozostałości ze świątecznego stołu to jednak problem, który nie zajmuje nas aż tak bardzo (a szkoda), jak sam fakt kontroli własnych zachowań podczas świątecznych posiłków. Czy strach przed przytyciem w święta jest uzasadniony? Czy dwa dni mogą działać sabotująco na dotychczasowe efekty odchudzania? Czy po świętach muszę zrobić sobie detoks (sokowy, jaglany, warzywny czy jakikolwiek inny)? Czy po wielkiej uczcie wielkanocnej wielkie odchudzanie jest nieuniknione?
Przyjrzyjmy się zatem kilku kwestiom, które zaprzątają myśli w gorącym przedświątecznym okresie.
Co ze świątecznego stołu może wybrać osoba odchudzająca się?
Wszystko. Jedynym przeciwskazaniem do jedzenia jakichś produktów mogą być schorzenia dietozależne. Chociażby osoby z cukrzycą, insulinoopornością czy alergiami pokarmowymi nie mogą sobie specjalnie pofolgować – również w trakcie świąt powinny dla własnego dobra przestrzegać zaleceń lekarskich. Natomiast osoby generalnie zdrowe, ale próbujące zrzucić kilka kilogramów, mają wolną rękę przy wyborze dań. Tworzenie „zakazanego owocu” zawsze przynosi odwrotny efekt. Jeżeli będziesz wmawiać sobie, że nie możesz mazurka, pewne w końcu zjesz go trzy razy więcej, niż normalnie.
Nie oznacza to jednak, że w takim razie nie ma przeciwwskazań, aby zmiatać wszystko ze stołu bez opamiętania. To, że możesz spróbować każdego dania, nie oznacza jeszcze, że musisz to zrobić. Po co pakować w siebie coś, za czym niespecjalnie przepadasz? Wybieraj to, co lubisz, co zjesz z przyjemnością. Co jakiś czas zadaj sobie pytanie, czy jeszcze jesteś głodny i poszukaj szczerej odpowiedzi – w samym sobie, a nie w zachowaniach otoczenia.
Jak odmówić babci drugiej dokładki?
Uprzejmie, ale stanowczo. „Nie chcę już tego ciasta” może zostać odebrane jako zbyt ofensywny komunikat. Zamiast tego możesz powiedzieć „Ciasto jest pyszne, ale naprawdę nie dam rady zjeść już ani kęsa”. Jeżeli ktokolwiek z gości zacznie komentować twój wygląd, podważać sens odchudzania lub wpędzać cię w poczucie winy, wcale nie musisz ulegać presji. Odpowiedź atakiem na atak to też nienajlepsze rozwiązanie. Przecież nie o to chodzi, aby skakać sobie do gardeł przy świątecznym stole. Zawsze możesz z uśmiechem podziękować za troskę, zapewnić, że wiesz, co robisz oraz poinformować, że korzystasz z porad wykwalifikowanego dietetyka, którego wiedzy ufasz bardziej niż artykułom na portalach plotkarskich. Nie musisz się tłumaczyć z własnych decyzji.
Dlaczego po świętach widzę 2 kg więcej na wadze?
Odpowiem pytaniem na pytanie: a po co się ważyć od razu po świętach? Nie walczmy z fizjologią i matematyką. Waga w większości przypadków pokazałaby 2-4 kg więcej, gdybyśmy na niej stanęli w lany poniedziałek wieczorem. Czy oznacza to, że faktycznie przytyliśmy? Nie. Aby przytyć 1 kg, trzeba zrobić nadwyżkę energetyczną około 7000 kcal. Żeby przytyć 2 kg w dwa dni, musielibyśmy zjeść 14 000 kcal PONAD standardową całkowitą przemianę materii, więc w uśrednieniu byłoby to jakieś 18 000 kcal w dwa dni. Nie lada wyzwanie, co nie? Nie twierdzę, że to zupełnie niemożliwe, ale osobiście nie sprawdzałam, czy się da tyle zjeść i nie pęknąć.
Nie zmienia to jednak faktu, że tradycyjne świąteczne potrawy nie należą do najbardziej lekkostrawnych. Duże ilości mięsa w połączeniu z jedzonymi zaraz po nich mazurkami, sernikami i czekoladowymi jajkami do kawy nawet najsprawniej działającemu układowi trawiennemu przysporzą nie lada problemów. Właśnie dlatego po świętach często czujemy się opuchnięci, ciężsi i zmęczeni (organizm zużywa maksimum energii na trawienie). Nadwyżka kilogramów świadczy jedynie o zatrzymanej wodzie i o tym, że organizm nie strawił jeszcze resztek świątecznych smakołyków.
Rada: odpuść sobie ważenie się po świętach. Wiesz, co tam zobaczysz i wiesz, co to znaczy. Naprawdę chcesz sobie psuć humor bez powodu?
Czy święta mogą w jakikolwiek sposób negatywnie wpłynąć na efekty odchudzania? Tak, jeżeli w porę się nie opamiętasz, a przez kolejny tydzień będziesz dzielnie dojadać pasztety, serniki i mazurki. Nie chodzi nawet o wysoką kaloryczność, zawartość cukru i tłuszczu, co o powrót do starych nawyków. Jeżeli znowu przyzwyczaisz organizm do słonego czy bardzo słodkiego smaku oraz do nadwyżki kalorii, łatwo jest wrócić do punktu wyjścia.
Jak załagodzić skutki świątecznego łakomstwa?
Dobra wiadomość jest taka, że nawet jeżeli zjadłeś trochę za dużo, nie jesteś raczej wyjątkiem. Nawet osoby, który z natury są szczupłe, od lat odżywiają się w sposób zbilansowany, w święta często sobie folgują. Co zrobić po tych dwóch dniach, żeby jak najszybciej wrócić do formy? Wszelkie cudowne detoksy nie są rozwiązaniem dla każdego. Niektórzy deklarują, że kilka dni diety sokowej pozwala im zrzucić nadmiar zatrzymanej wody. Warto jednak pamiętać, że nagłe przestawienie się ze świątecznego menu na monodietę lub duży reżim żywieniowy dla nie jednego organizmu będzie zbyt dużym stresem. Najbezpieczniej jest po prostu jak najszybciej wrócić do swojego standardowego modelu żywienia. Organizm spokojnie sobie poradzi pod warunkiem, że z dwóch dni świątecznych nie zrobi się cały tydzień szaleństwa.
Na koniec posumowanie w formie kilku krótkich wskazówek z cyklu „survival przy wielkanocnym stole”. 😉